Ten moment, kiedy życie zaskakuje Cie rano kolejnym
remontem, tym razem renowacja mieszkania piętro wyżej, podczas gdy równolegle obok codziennie od 7
rano wiercą, kują i chuj wie co tam się jeszcze dzieje.
Ale myślisz sobie: spokojnie, w takich warunkach mimo wszystko da się pracować.
Ale myślisz sobie: spokojnie, w takich warunkach mimo wszystko da się pracować.
I wówczas dochodzą
do Ciebie dźwięki ulicznej napierdalanki na harmoszce, radosny pan gra sobie w
najlepsze wszystkie "przybyli ułani pod okienko" i inne skoczne
melodie (zagłuszane oczywiście przez te remonty) i już myślisz sobie, że jesteś
w średnio-zaawansowanym (B2) stadium frustracji i wkurwienia, że to już chyba naprawdę
zgorzkniały copywriter Tobą zawładnął albo, jak twierdzi moja znajoma, może to
staropanieństwo, które trzeba podlewać alkoholem. Już witasz się z mentalnym
wiekiem trzydzieści plus, przeliczasz hajs, który wydasz na kremy
przeciwzmarszczkowe, które i tak nie zatuszują niczego, niczego tez nie
wygładzą. Oblicze wkurwienia jest ciężkie to ukrycia.
Przecież można to wszystko wyśmiać, można z tego zrobić
czeską komedię, niekoniecznie rodzimy dramat w stylu „Dnia Świra”. Zamiast
budzika budzą Cie dwie ekipy remontowe i to za darmo! W dodatku o odpowiedniej
godzinie. Nie powiecie mi, że to zdarza się często.
Można cieszyć się z tego,
że w piątkową noc oglądasz sobie „Dziewczęta z Nowolipek” na Kino Polska i
wcale nie oznacza to, że potrzebna jest interwencja psychiatry.
Dziś mam okazję to docenić, pojutrze obudzi mnie już śpiew
ptaków (wersja idylliczna) albo raczej wrzask „Olka wstawaj”, który
pochodzić będzie od jednej z tych krzyczących rano kobiet, które również
mają na imię Olka i spędzają z Tobą czas na działeczce pod Wawą w pięknych
okolicznościach przyrody. A im więcej trunków, tym okoliczności bardziej
wzniosłe.
To będzie już inna rzeczywistość, gdzie udajesz mieszczucha znającego
się na grzybach, który w ogóle nie przejmuje się upierdoleniem spodni keczupem
czy też błotnymi śladami psich łap. Dużych łap.
Dwa światy, w każdym może być wesoło, o ile pamiętasz o aktywowaniu swojego poczucia humoru i w razie irytacji liczysz do 100, a może i dalej.
Gdzieś błąka się po świecie taka książeczka z ćwiczeniami,
jak jedno zdanie zapisać na 100 sposobów. Chyba powinien powstać mini
poradnik uświadamiający, że na jedną sytuację możesz spojrzeć z kilku
perspektyw, nie dostając przy tym zawrotów głowy. Od tego zależy, czy obudzisz się
na pełnym wkurwie i utożsamisz z bohaterem dramatu polskiego, czy wstaniesz ze złośliwym uśmiechem i pieśnią na ustach, bo
„i tak warto żyć”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz