niedziela, 16 listopada 2014

Ani Hardkor, Ani Disco

Sobota bardziej nudna, niż przyzwoitość nakazuje. O 2 w nocy zupełnie trzeźwo lądujesz w łóżku, w dodatku w swoim domu. Planujesz w spokoju zasnąć, śnić rozbudowane, weekendowe sny, skupiasz się na tym, że już niedługo przyjdzie zima i skiery na noc staną się przykrą koniecznością, że termofor, gorące herbaty itp. Zaczynasz myśleć (tak, niektórym zdarza się to dopiero w nocy) i już wiesz, że zaśnięcie przechodzi do kategorii SPAM, już tak łatwo nie będzie. Druga w nocy to dopiero początek. 

Inni w tym czasie zaliczają swoje kolejne rekordy, zapewne związane bardziej z życiem nocnym, niż rozwiązywaniem kolejnych zbiorów zadań z matematyki* , choć biorąc pod uwagę pewne dostępne na rynku substancje, czyjeś weekendy zahaczać mogą o chemię, w niektórych przypadkach także fizykę. Wzniosłych czynników humanistycznych, takich jak romantyzm, trudno się tu doszukiwać, kto oglądał Hardkor Disco, ten wie. A z drugiej strony ten, kto oglądał  i uwierzył w to, co widział, temu pozostaje jeno współczuć.

Ale wróćmy do tego braku snu.
Zaczynasz wpadać na coraz bardziej absurdalne pomysły, cóż by tu zrobić z tą energią. Ubrać się, wyjść, wziąć fajki, iść przed siebie i po prostu jarać, wypalić całą paczkę? Albo gorzej – rzucić? To już jest pomysł mocno wskazujący na kryzys osobowości i gorączkę sobotniej nocy, więc należy go porzucić czem prędzej.
Nie ubierać się i wyjść ? Bez przesady, warunki pogodowe niesprzyjające, warunki fizyczne również. Poczytać? Już dość czytania na dziś, gdyby moje oczy dostały rąk, od razu przystąpiłyby do bicia. Muzyki posłuchać? CV powysyłać? Serial odpalić? Zabukować bilet do Amsterdamu ? Utonąć w necie i głupotach w JPG (koty się nie liczą, koty zawsze na propsie, czego dowodem jest mały obrazeczek poniżej)?


  
 Pomyśleć, co robić w Sylwestra (najgorsza z możliwych opcji i najbardziej nieprzewidywalna zarazem)?

 Nie nie i nie. To wszystko odpada. To wszystko nie ma takiej mocy o 2 w nocy (rym godny prawdziwego polonisty, który studia chciał rzucić kilkadziesiąt razy (w końcu się udało)).

I wtedy pojawia się iście diabelski pomysł, na który wpaść może jedynie prawdziwy ancymon, w dodatku pozostający trzeźwym w sobotnią noc. Posta napiszę! Na bloga. Bo mogę! Inni piszą często, niektórzy jeden tekst dziennie, wrzucają na swoje fanpejdże, których cover photo jest nawet dobrane do tematyki. Odwołują się do aktualnych zdarzeń, bo przecież w takim mieście jak Wawa wydarza się absolutnie wszystko (jedna prośba, Hardkor Disco jest bardziej bajkowe, niż niejeden mój sen, nie można tego traktować serio! Dla przekonania dodam, że ostatnio śniła mi się wspólna trasa koncertowa z One Direction).




Zatem blogerzy biorą się do roboty, ładnie piszą, tam żadnego „kurwa” nie uświadczysz, bo przecież są słowa ładniejsze, nie trzeba tak od razu wulgarnie, można owijać w bawełnę wysokiej jakości. Niestety, kurwa, nie mogę tak. Dlatego im rzadziej piszę, tym lepiej. A jednak czasem powstrzymać się nie da, jakiś egoizm człowiekiem kieruje: pisz do Worda, atramentem rąk nie upierdolisz, więc pisz, jak Cię na nasenne nie stać. Może ktoś lajkiem na wallu sypnie ze szczerej chęci, może nie będzie to lajk współczucia czy wsparcia, bez wnikania w treść. Być może tym razem w tekście błędu nie będzie (chciałabym w to wierzyć, w ogóle chciałabym wierzyć w takie pozytywy).

Zanim się zdecydujesz, co z tym brakiem snu począć, tekst pisze się sam.
Najlepsze teksty pisze się w nocy (przynajmniej piszącym się tak wydaje). Najlepsze rozmowy toczą się w nocy, z kategorii tej trzeba jednak wyodrębnić toczących się do domu zombiaków, czy tez może zataczających się (już słyszę to zdanie wypowiadane przez profesora Miodka). 

Rozgrzeszam się więc.
Mimo to mam nadzieję, że ta bezsenność nie będzie mnie dopadała częściej. Strach pomyśleć, jak ten blog mógłby się rozwinąć…


* kiedyś cos zaskoczyło mnie w autobusie nocnym.
Godzina całkiem przyzwoita, między 1 a 3, czyli jeszcze magicznie. Wszyscy dookoła tkwią w oparach absurdu, ale gdzieś między tymi zalkoholizowanymi twarzami mignął mi właśnie „zbiór zadań z matematyki”, trzymany i studiowany wnikliwie przez jakiegoś młodzieniaszka. Nic tak nie dziwi w banie pełnym najebanych, obżartych kebsem współpasażerów, jak jeden trzeźwy, głodny wiedzy intelektualista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz